Czteropalczaści

Rozdział 1 – fragment

Przedstawiam Wam fragment Rozdziału 1. Mam nadzieję, że zachęci Was do zapoznania się z książką!

„Spokojna, ciepła noc otulała małą wioskę położoną nad brzegiem Wielkiej Rzeki. Wokół panowała cisza. Gdzieś na polach cykały świerszcze przeczuwające ostatnie chwile odchodzącego lata. Ciemne niebo rozświetlał księżyc, a gwiazdy wesoło migotały, odbijając swe oblicza w powolnym nurcie Alkmeny.

            Osada leżała tuż nad brzegiem rzeki. Kilka chat prawie dotykało piaszczystej plaży. Obok każdej z nich stały, wyciągnięte z wody, małe drewniane czółna, zaś na stojakach wisiały sieci rybackie. Przy ścianie jednej z chałup oparto kilkanaście popękanych ze starości i lekko skręconych wioseł, które codziennie rybacy zabierali na łodzie, wypływając o świcie na rzekę.

            Dalsze zabudowania znajdowały się powyżej plaży, otaczając mały, piaszczysty plac, na środku którego stał drewniany posąg Jedynego o Czterech Twarzach. Pierwsza z owych twarzy spoglądała w kierunku rzeki, czyli na wschód, ku porannemu światłu. Bóg miał spuszczony wzrok, zaś jego młode, dziecięce lico wyrażało radość z widoku słońca, które pojawiało się po przeprawie przez mroki nocy. Twarz skierowana na północ była twarzą dorastającego męża, który wpatrywał się w stronę Wielkich Gór. Patrzył z niepokojem i obawą, choć jego zaciśnięte usta z lekko zarysowanym przez rzeźbiarza uśmiechem wskazywały na to, że jest odważnym i silnym wojownikiem.

            Na zachód bóg patrzył oczami dorosłego, silnego mężczyzny, który dumnie spoglądał w dal. Jedyny walecznie zaciskał usta, szykował się do walki z nadchodzącą ciemnością, odprowadzając wzrokiem ostatnie promienie słońca. Całkowicie odmienna od poprzednich była twarz boga skierowana na południe, ku morzu. Przedstawiono go jako zmęczonego, starszego mężczyznę z długą, kręconą brodą i wąsami oraz z czołem pełnym głębokich zmarszczek i bruzd. Spod krzaczastych brwi Jedyny patrzył wielkimi, szeroko otwartymi oczami, zaś jego pociągła twarz wyrażała spokój, nadzieję i oczekiwanie.

            Pod drewnianym posągiem wielkości człowieka co wieczór wiejskie babki paliły zioła, odmawiały modlitwy i zapalały ogarek, który tlił się całą noc, roztaczając swój dymny, duszący zapach na stojące wokół Jedynego domostwa. Dziewki natomiast co wiosnę rzucały pod twarz młodego boga białe narcyzy i konwalie, a jeśli któraś odważyła się wcześniej wejść do jednego z zimnych, leśnych jeziorek, zerwane tam białoróżowe lilie, licząc, że położone pod posągiem kwiaty zostaną podniesione podczas wieczornej uczty przez ich wybranków.

            Tymczasem wioska spała spokojnym, głębokim snem. W jednym z budynków, stojącym poza głównym placem, na stercie rozrzuconego do wyschnięcia siana spał najmłodszy syn Karana, Amil. Chłopak miał siedemnaście wiosen. Pod głowę położył sobie starą kurtkę ojca z owczej wełny, którą znalazł odłożoną gdzieś w kącie. Obok niego, trzymając rękę na jego nagiej piersi, leżała o wiosnę młodsza Namia, którą we wsi zwano Fiołkiem. Dziewczyna spała na brzuchu, przykrywszy wcześniej swe białe pośladki lnianą spódnicą, której niedawno porywczo pozbawił ją Amil.

            Fiołek otworzyła oczy, zamrugała, podniosła się i lekko trąciła chłopaka.

            – Słyszysz? – zapytała.

            – Nie, daj mi spokój… – odparł ziewając i odwrócił się do niej plecami, wypinając gołe pośladki. – Śpij – mruknął.

            Namia usiadła na stosie siana. Niezgrabnie wciągnęła spódnicę i po omacku szukała ręką niebieskiej koszuli, po czym powoli założyła ją na siebie.

            – Kiedy ja coś słyszę… – szepnęła.

            Amil znowu coś warknął i spał dalej. Fiołek zeszła na klepisko i skierowała się ku bramie prowadzącej na plac. Skrzypnięcie rozbudziło młodzieńca. Chłopak podniósł się i kątem oka zobaczył kontur wychodzącej dziewczyny. Przymknął oczy i już miał odpłynąć w głęboki sen, kiedy usłyszał dziwne buczenie i poczuł drgania. Powoli otworzył oczy, wpatrując się w ciemność.

            – Fiołek? – zapytał cicho, lecz Namia mu nie odpowiedziała.

            Brzęczenie ciągle trwało, delikatne wibracje dobywały się spod siana, na którym leżał. Zdziwiony, podniósł się i obiema rękoma zaczął dotykać miękkiego podłoża. Poczuł, że źdźbła powoli pulsują, poruszane jakąś ledwo wyczuwalną siłą.

            – Fiołek? – zapytał ponownie. W odpowiedzi usłyszał tylko narastające buczenie dobywające się zza wrót. Usiadł, coraz bardziej zdziwiony nieznanym mu wcześniej dźwiękiem, który dokładnie w tej samej chwili ustał. W stodole zapanowała głucha cisza. Chłopak chwycił w palce parę źdźbeł zeschniętej trawy i spojrzał na nie, szukając przyczyny ich wcześniejszego ruchu. Siano wyglądało i pachniało zwyczajnie. Postanowił jednak sprawdzić, co stało się z dziewczyną i co działo się na zewnątrz. Szybkim ruchem wciągnął wełniane spodnie i zeskoczył na piasek. Wtedy usłyszał pojedynczy, krótki dźwięk przypominający okrzyk. Amil przykucnął i poczuł, że ziemia drży. Ogarnął go strach przed nieznanym, jednak ciekawość zwyciężyła. Powoli wstał i ostrożnie ruszył w stronę wrót. Dopiero wówczas zauważył, że między szparami desek widoczna była jasnopomarańczowa poświata.

            Pożar! – pomyślał. Szybko podbiegł do wyjścia i gwałtownym ruchem otworzył drzwi. Ogrom ciepła i żaru smagnął go po twarzy. Amil cofnął się, lecz po chwili postanowił iść dalej, przysłaniając oczy ręką. Zobaczył, że płonęła chałupa i obora jednego z sąsiadów, dom sołtysa i jeszcze dwa inne budynki, były to chyba domy rybaków, może chata rodziców młynarczyka, chłopaka, z którym Amil spędził całe dzieciństwo. Ruszył do przodu, kierując się w stronę placu i posągu Jedynego. Zdziwiło go, że nie słyszy krzyków mieszkańców, wioska wyglądała, jakby nadal pogrążona była w błogim śnie. Wtedy zdał sobie sprawę, że w płonących domostwach mogą spać ludzie. Przeraził się i wówczas przypomniał sobie o Fiołku.

            – Fiołek! Fiołek! – krzyczał, lecz syk i szum palącego się drewna był zbyt głośny. Amil podbiegł do posągu i wówczas zobaczył, że Jedyny płonie. Ogień trawił równomiernie każdą z czterech twarzy boga. Stopił szklane oczy, metalowe dodatki i kolorowe ozdoby, które spopielone odpadały od płonącego drewna. Chłopak rozejrzał się, czując, że ogarnia go coraz większa panika.

            Rzeka – pomyślał i ruszył ścieżką w dół. Przebiegł parę metrów i zobaczył, że w ogniu stały już niewielkie domy rybackie, sieci i łódki. Paliły się nawet drzewa rosnące przed drewnianym pomostem, z którego zawsze na wiosnę łowili małe rybki z chłopakami młynarza, braćmi sołtysa i Ogórkiem.

            – Pomocy! – krzyknął. – Jest tam kto?”

Total Page Visits: 1862 - Today Page Visits: 1

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *