„A kto umarł, ten nie żyje” czyli wino, kobiety i śmierć
„Sztejer. Wino, kobiety i śmierć” było moim pierwszym spotkaniem z twórczością Roberta Forysia. Mimo, iż opisywany tom stanowi ciąg dalszy historii Vincenta, wojownika-najemnika, który „zabija dla srebra i po to, by przeżyć”, nie miałem żadnych problemów, by dać się ponieść przedstawionym wydarzeniom i zaprzyjaźnić się z tytułową postacią. Nie trzeba zatem znać historii z tomu pierwszego i można śmiało przystąpić do lektury.
Bohater, uciekając przed kłopotami wywołanymi zazdrością i wściekłością pewnej królowej, zostaje wynajęty do uratowania ukrytej w klasztorze pannicy. Aby uniknąć konsekwencji swych rycerskich i dość krwawych poczynań, natychmiast po wykonaniu misji zaciąga się na statek, by zmierzyć się z tajemnicą kryjącą się gdzieś daleko na grzęzawiskach i bagniskach odludnych krain. Do pomocy autor daje mu kilku mniej lub bardziej sympatycznych kumpli, odpowiednią (a zatem sporą) liczbę butelek z gorzałką a także kobiet, które – to fakt – spełniają jedynie funkcję rozrywkowo – przymilającą. Dość rzec, że ich obecność (tj. kobiet i napitków) ma, jak to ujął bohater, pozwolić zejść mężczyznom z nadmiaru testosteronu. Do tak wykreowanych wątków można się przyczepić, można też twierdzić, że to książka „męska”, ale z drugiej strony nie widzę przeszkód, by Sztejera czytały damy: toż to śmiały i zdaje się wcale przystojny wojownik, który – czego specjalnie się tu nie ukrywa – potrafi długo machać mieczem. Przecież to nie opowieść o naszym, lokalnym ogródku lecz świecie wykreowanym przez autora. Jeśli jest tak bezwzględny i brutalny, jeśli kobiety traktuje się w nim tak, jak kiedyś się je, niestety traktowało, można jedynie sarkać i się obrażać. Albo przyjąć taką koncepcję mizoginistycznego świata i dać się ponieść przygodom Sztejera, który traktuje spotykane damy – co trzeba absolutnie podkreślić – z pełną atencją i szacunkiem, bez względu na ich pochodzenie i profesję.
Jak zatem widać historia, którą przedstawia nam Pan Foryś nie jest niczym niezwykłym wśród powieści fantasy. Akcja toczy się w postapokaliptycznym przypominającym średniowiecze świecie, a między ciętymi ripostami i głębokimi (tudzież nieco dosadnymi) przemyśleniami bohatera, który w każdej sytuacji wykazuje się niewzruszonym poczuciem humoru, autor przemyca nawiązania do współczesnych czasów. Jeśli się tylko człowiek uprze, w przygodach naszego milusińskiego może znaleźć także i nieco z Josepha Conrada, a trochę z Martina Sheena, płynącego po pewnego łysego dżentelmena ukrytego głęboko w puszczy. Język i styl powieści dodają jej charmu i powodują, że przygody Sztejera czyta się tak samo szybko, jak Vincent władał mieczem i rżnął – celowo użyłem tego słowa – swych przeciwników. Bo to i krwawa jazda, pełna stworów, bebechów i wyciekających z rozpłatanych czaszek mózgów. Jak zatem można nie polubić tak skonstruowanej powieści?
Książkę otrzymałem z portalu Sztukater.pl.