Irke Nachalnik
Książka Agaty Tuszyńskiej jest takim rodzajem biografii, do której przyczepić się można wyłącznie ze złośliwości. Nic absolutnie zarzucić Autorce nie można. No dobrze, trochę można, ale o tym za chwilę.
O Irenie Krzywickiej słyszałem przez pryzmat Skamandrytów, stolika w Ziemiańskiej, przedwojennej literackiej Warszawy i oczywiście Boya. Zawsze, czy to w biografiach słynnych poetów i literatów, czy też w ich wspomnieniach o szalonych latach międzywojnia, Irena Krzywicka jawiła się jako inteligentna, kontrowersyjna piękność, która uwiodła o wiele starszego od niej Boya – Żeleńskiego (przy całkowitej akceptacji i wręcz zrozumieniu tej miłosnej awanturki przez jej męża). Nazwana została „gorszycielką” dlatego, że była liberalna, że mówiła i pisała o sexie w sposób zwyczajny – co wówczas było nadzwyczajne. Otwarcie poruszała kwestie macierzyństwa, ciąży, skrobanek. Przypominała i uświadamiała kobiety, że w sprawach intymnych mają prawo do podejmowana samodzielnych decyzji, bez względu na zakłamany świat kościoła i mężczyzn.
I takie właśnie „sensacje” spodziewałem się spotkać w „Długim życiu gorszycielki”. Tymczasem przeżyłem zawód – okazało się, że Autorka niewiele pisze o czasach międzywojnia (a o moim ukochanym Boyu to już niemal w ogóle). Tamten świat odszedł, sama Krzywicka wyparła go z pamięci. I tu właśnie jest ten jedyny haczyk, ta skaza książki. Ale nie oznacza to, że życie Krzywickiej było nudne! Opowiadając dalsze dzieje bohaterki, Agata Tuszyńska dostarcza czytelnikowi nadmiaru wrażeń. Jakże ciekawe i jakże dramatyczne były losy Ireny! Autorka prowadzi nas – począwszy od wojny spędzonej przez Krzywicką w Warszawie (była Żydówką) i ciężkie lata stalinizmu, przez ambasady Paryża, literacki warszawski „salon”, jaki Krzywicka urządziła w swym mieszkaniu, kończąc swą podróż w domowym zaciszu ociemniałej, starszej i apodyktycznej pani.
To prawda, Autorka warstwami zdarła moje wyobrażenia o niezwykłości Ireny. To jednak nie oznacza, że jej bohaterka nie pozostała niezwykła. Jej nadzwyczajność oceniałem przez ułamek jej życia, czas międzywojnia, i rozgłos, jaki wówczas wokół siebie czyniła. Tymczasem nie okazała się być wybitną pisarką. Zawodowo poległa na wielu polach mimo drobnych sukcesów towarzyskich. Jej prywatne życie i nieszczęścia, jakie ją spotkały, na zawsze napiętnowały jej losy i przede wszystkim o tym jest książka Tuszyńskiej. Czytając „Długie życie gorszycielki” nie można pozostać obojętnym wobec historii życia Krzywickiej. Biografia jest wspaniała również dlatego, że Autorka pełną garścią czerpała z listów bohaterki, wypowiedzi członków jej rodziny (z jednym wyjątkiem…), jak i osób, które miały ten zaszczyt, lub wątpliwą przyjemność, poznać Irenę Krzywicką. A są to znane nam dzisiaj wybitne postaci z kręgu Sztuki – że wspomnę Daniela Olbrychskiego czy Magdę Umer. O niejakich Brandysach, Tyrmandach czy Iwaszkiewiczach wspominać tu nie będę…
I chyba najlepiej o Krzywickiej świadczy to, jak ją nazywano – Irke Nachalnik…
To książka o silnej kobiecie. O słabej. O kobiecie walczącej, upartej. O historii i rodzinie. Dlatego warto przeczytać książkę Agaty Tuszyńskiej. Naprawdę.

Wyrocznie Wielkich Dolin
Janusz, stay cool!
Zobacz również

„Bohaterów tej książki połączyło jedno pragnienie”
13 grudnia 2022
„Chcę oglądać twoje nogi”, czyli historia łódzkiego mordercy…
12 stycznia 2023