„The Voodoo, who do, What you don’t dare do, people”*
Przybyłem, Loa. Zaczynajmy.
Po bardzo ciekawym debiucie, jakim była „Chrystusowa Ziemia”, z wielką ochotą sięgnąłem po kolejną książkę Marcina Halskiego. Tytuł intrygujący, a okładka… no cóż, okładka jednoznacznie podpowiadała mi, z czym będę mieć do czynienia.
W „Laleczkach” Halski zgrabnie pląta wątki mrocznej kultury/religii voodoo z wymyślonym przez siebie światem, którym rządzą bezwzględny władca i zemsta, mająca swe źródła w dalekiej przeszłości. Początkowo nie potrafiłem znaleźć powiązania między laleczką Loa, a misją, jaką otrzymał Horens, niegdyś cesarki czyściciel (i nie, nie jest to zawód związany z przeczyszczaniem królewskiej kanalizacji), ale dość szybko wszystkie elementy układanki ułożyły się w spójną całość, i wtedy się zaczęło. Autor nie postawił głównego bohatera samemu sobie – pomocy udziela mu skądinąd piękną i niezwykle utalentowaną Merind. We dwójkę muszą rozwiązać zagadkę rytualnych mordów i podążać ścieżką, która zmierza w jednym wyłącznie kierunku – ku ciemności i gęstniejącym mroku.
Poza pierwszą warstwą fabularną, opisującą przygody czyścicielka i czarodziejki Autor pragnie Czytelnikowi przekazać coś więcej – wypowiada się na temat religii w życiu każdego z nas i tego, jakie znaczenia ma dla naszych poczynań (mam nadzieję, drogi Autorze, że nie poniosły mnie wybuchanie fale nadinterpretacji). Piszę tak wyłącznie dlatego, że podobne rozważania o wierze i sile wiary, jej wpływie na losy jednostki i społeczeństw można było znaleźć we wspomnianej wyżej „Chrystusowej Ziemi”. I to jest bardzo ciekawy motyw, który czyni „Laleczki’ czymś więcej, niż zwykłą, krwawą rozprawą z siłami zła.
Powieść nie jest sztampowa, zaskakuje i z pewnością na plus poczytać muszę to, w czym Pan Halski jest naprawdę dobry – to osadzenie wygenerowanego świata na stabilnych i mocnych nogach. Bohaterowie dobrze ze sobą „grają”, są wiarygodni w swych poczynaniach, a sam przewodni wątek, który prowadzi nas przez ziemie Harwyn, został oparty na solidnych i przekonujących zamysłach. Autor świetnie żongluje literackimi stylami – mamy do czynienia z horrorem, po chwili zgłębiamy się w skłębione myśli bohatera, a następnie, niczym detektywi, brniemy za tropem zabójcy, by później walczyć o życie gołymi rękoma i uprawiać magię. Jako że takie połączenia są zawsze wybuchowe, a ja – czytając „Laseczki” bawiłem się świetnie, polecam je każdemu, kto odważy się spojrzeć w oczy Loa.
Dziękuję ci, Loa.
*The Prodigy – Voodoo People