Gołębica już dawno odleciała…
A gdy się tak stanie, że:
śmierć podstępna przejmie władzę w Prazalanz, a strach stanie się silniejszy od poczucia bezpieczeństwa, gdy Bolde rzeknie, że stawia siebie samego, a później przegra swe ciało i duszę w pokera (będą o tym pisać w gazetach, że „w Huddinge żyje niewolnik, który zowie się Bolde”), kiedy w kieszonce pod lewą piersią olbrzymiej kobiety zwanej Dziewką (pochodziła z miasteczka Mora w Dalarnie) zamieszka malarz Zorn, co „malował plusk wody, promienie słońca i burzę zieleni, żłobił dzieci i beztroskie kobiety, wodzie i zieleni przynależne”, który stanie się „księciem pośród malarzy”, gdy Rut zdecyduje, że wyjeżdża i opuści ojca o imieniu Singar, by patroszyć śledzie w Härnösand, odwiedzić kuzynów w Gävle i znaleźć pracę w sztokholmskiej fabryce porcelany, gdy Otto zacznie przesuwać polne kamienie, aby jego gospodarstwo się rozrastało (a czynić to będzie „ostrożnie i potajemnie, nocami, zaledwie o kilka stóp”), kiedy Verner zacznie chodzić po wodzie (Selma uzna później, że jest to jednak sprzeczne z odwiecznymi prawami natury, zaś Verner stwierdzi, że sprzecza się z nimi przez całe swoje życie), kiedy Duch wstąpi w Anette Svensson (zważcie jednak, że „wewnętrzne głosy to najzupełniej normalne zjawisko”) i każe jej podnosić ciężary, kiedy pewien piłkarz, który „nigdy w życiu nie zagrał do bramkarza, choć nie był wysoki, ale za to twardy, zawzięty i nieustraszony”, opuszczony zostanie przez samego siebie i kiedy wreszcie olbrzym Rungner pokocha boginię Freję…
… Torgny Lindgren napisze „Legendy”.
Absolutnie polecam. Niejednoznaczne, zdecydowanie bizarne, miejscami bajkowe i straszliwe, porywające wyobraźnią i wyobraźnię, wciągające w zimną stalową ton norweskich fiordów (takie moje skojarzenie, mimo że Lindgren to Szwed).
Pozostawił autor jakieś tropy, podpowiedzi (no bo kim była niejaka Selma Lagerlöf? A kim taki Verner von Heidenstam? Rungner to w zasadzie Hrungner, a od niego niedaleko do Hrungnira. O Jakubie i apostołach nie wspomnę). Szukajcie zatem, a znajdziecie. Bawcie się „Legendami”, fantazjujcie i filozofujcie egzystencjalnie, dajcie się ponieść i wreszcie: idźcie śladem Selmy – wpadnijcie i się potopcie. Możliwe że – tak jak pewien zły duch („z tych najnikczemniejszych, bywają wszak złe duchy, które są prawie dobre”) – spotkacie Buddę, a może sokoła (gołębica już dawno odleciała).
Bezbłędne: okładka Łukasza Piskorka, typografia Mimi Wasilewskiej no i bombowy przekład Tomasza Feliksa.