
Poezja w obliczu śmierci
Wydobyty z zakurzonych regałów „Homo Faber” zaskoczył mnie gorączkowym, szorstkim stylem (pisze o nim we wstępie tłumaczka, Irena Krzywicka), który zespala się z treścią na tyle dogłębnie, że czyni z powieści rzecz o wiele spójniejszą niż początkowo myślałem.
Tytułowy Faber, mężczyzna w pewnym już wieku, porusza po świecie trochę jak widmo – nieczuły na jego uroki, obojętny na uczucia, zwykły, nie znaczący wiele trybik międzynarodowej organizacji. To człowiek „czysty”, zdawałoby się, że bez korzeni, bez domu i rodziny. Jego obojętność na to, co przyniesie mu los, jakaś niezrozumiała niewrażliwość czy bezduszność pozwalają mu cierpliwie czekać, aż samolot, którym leci, rozbije się, bądź nie. Z drugiej strony to człowiek żyjący przeszłością (choć być może nie do końca zdający sobie z ego sprawę) i tym samym swoją młodością i namiętnościami, które nim wtedy rządziły i rozbijały go o przybrzeżne skały, napierały i pchały w strony mu nieznane. To człowiek wojny i śmierci, ludzkiego okrucieństwa i niesprawiedliwości, które wyprały go ze wszystkiego, co czułe i wzniosłe.
I takiego właśnie mężczyznę Frisch konfrontuje z dżunglą, poszukiwaniem przyjaciela, a przede wszystkim z miłością nieoczekiwaną i zupełnie zaskakującą, być może trochę naiwną i śmieszną. Miłość oznacza młodość i życie, niweluje różnice wieku, co czyni z niej groteskowe połącznie pędzące ku katastrofie, zwłaszcza jeśli opowieść ubierze się w szaty antycznej tragedii mitu Edypa.
I początkowo nic nie wskazywało na to, że historia Fabera rzeczywiście „pójdzie” w tę stronę. I mimo, że autor dość szybko zdradza edypowy „twist”, bawi się nieszczęsnym Faberem, zmuszając go do pogrążania się dalej w zgubne uczucie. I chyba w tym właśnie nieuniknionym tragizmie, bezsensowności miłości i oczywistości śmierci było coś, co ostatecznie przekonało mnie do „Homo Fabera”.
Nie jest to łatwa w czytaniu i odbiorze lektura (choć nie jest ani rozpasana, ani przegadana). Krótkie zdania, szybkie myśli, nie ma tu rozwlekłych zdań, nie ma płycizn emocjonalnych, stron zapełnionych wewnętrznymi monologami. „Faber nie chce być poetyczny, jego relacja to stenogram, który bez jego wiedzy staje się coraz to bardziej poezją w obliczu śmierci”.
Okładka Mariana Stachurskiego.

