Charas!
A jest z „Jak byliśmy młodsi” tak: „trochę z nimi postaliśmy, spaliliśmy fajkę, pogadaliśmy o pierdołach, trochę się powydurnialiśmy, wiesz, Marco z jednym typem grubo sobie jechali”. Zgrabnie oddane środowisko życia nastolatków z Oslo, pełne slangu, jaskrawości doznań, neonowych ciuchów ale i beznadziei, szarówki, która wkrada się w każdy dzień jak uparta buka. I wszystko to podane naprawdę wyróżniającą się formą, ciętymi zdaniami, flowem słów, językiem-papką, multikulturową mieszanką łączącą kontynenty i wyznania, bogów i boginie, paplaniną arabsko-afrykańsko-europejskich zwrotek i rymów. I to wybrzmiewa mocno, gra z treścią, uzupełnia wszystko to, o czym opowiada nam bohater. Czoła trzeba pochylić, i ja chylę, przed przekładem Karoliny Drozdowskiej, bo doskonale oddała w „Młodszych” nie tylko jakiś rytm, językowe bicie tam-tamów, ale i, wallah!, nie pozwoliła przesłonić mgłą „grubego sobie jechania” prawdziwej treści książki, bo przecież to nie powieść o kształtowaniu się slangu w krajach północnej Europy, tylko historia o chłopięcym dorastaniu, przyjaźniach, używkach i najzwyklejszym próbowaniu świata (i się ze światem), brania go za barki i takiego nim telepania, by zwyciężyć i dalej stać w pionie. Czuć w tym miejską, mięsistą galaretę, gęstość zabudowanych przecznic, betonowe podwórka, pot i dym spalanych papierosów.
I piałbym sobie dalej, gdyby nie to nieszczęście, że już kiedyś coś takiego czytałem. „Tu byli, tak stali” Gabriela Krauzego to rzecz w istocie podobna, tyle że na wskroś brytyjska. Owszem, „odpada” naleciałość migracyjna i obcość kulturowa, ale gadka szmatka jest ta sama – kasa, dragi, dziewczyny. Przemoc, kumple i śmierć wreszcie, bo ona zawsze, skubana, się napatoczy.
Także tego. Takie trochę faajofaajo, gdyż nadal z uporem maniaka twierdzę, że „101 Reykjavik” Helgasona i „Grubas” Michalskiego rządzą chłopackim światem Artrejdża.
I wyszło na to, że za dużo czytam 😉
Zapomniałbym – adidasy od Łukasza Piskorka pierwsza klasa.
Charas, szukran.