Okrutne morze
Książkę wydobył dla mnie z czeluści swej biblioteki Pan A. Okładka nieciekawa, naddarta, papier pożółkły ze starości. Nicholas Monsarrat. Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej. Rok wydania 1962, napisana w 1951 roku.
AUTOR
Robię szybki reaserch, gdyż nazwisko autora nic mi nie mówi. Nicholas Monsarrat – urodzony w Liverpoolu w 1910 roku autor powieści i opowiadań o tematyce marynistycznej. Niedoszły prawnik (ha!), pisarz, dziennikarz i pacyfista. Drugą wojnę światową spędził na morzu pływając na pięciu korwetach i fregatach HMS (His/Her Majesty’s Ship). Zmarł w 1979 roku i został pochowany w morzu.
FABUŁA i BOHATEROWIE
Okrutne morze opisuje historię członków załogi korwety, która w okresie II Wojny Światowej zajmowała się ochroną morskich konwojów płynących po wodach Atlantyku. Książka podzielona jest na rozdziały, z których każdy przedstawia jeden rok wojennej zawieruchy. To opowieść o odwadze i strachu, śmierci, miłości i przyjaźni.
Gdy poznałem kilka szczegółów z życia autora i przeczytałem Okrutne morze wiadomym było, że Monsarrat pisał o tym, czego sam doświadczył. Własne przeżycia i wiedzę o morzu wkomponował w akcję powieści i czuć to na każdej jej stronie. I nie chodzi tu wyłącznie o charakterystykę bohaterów i ich emocji, ale o szczegóły związane z wodowaniem, naprawą czy obsługą korwet, całą „marynistyczną otoczką”. Mam na myśli także barwne i przejmujące opisy zachodów słońca, wzburzonego morza (okazuje się, że sztorm może być nie tylko ucieczką od u-botów ale i śmiertelną pułapką dla Compass Rose), krwawych walk i związanego z nimi napięcia, a także strachu przed śmiercią.
Nie jest to opowieść poświęcona wyłącznie pogoni za wrogiem czy ucieczką przed nim. I mimo, że nie ma tu wielkich batalistycznych scen rodem z hollywoodzkich filmów ani rozstrzygającego, finałowego starcia pomiędzy głównymi antagonistami, nie wieje tu nudą! To historia ludzi, którzy – często wbrew ich przedwojennemu życiu i planom na przyszłość, wybrali marynarkę wojenną, by bronić ojczyzny, napędza całą opowieść.
Jest tu więc i księgowy, i dziennikarz. Są tu młodzi mężczyźni, którzy porzucili swe rodziny, nowo poślubione żony, nadzieje i marzenia. Monsarrat, jak sądzę i na podstawie własnych przeżyć, doskonale sportretował poszczególnych załogantów. Jest zatem kapitan Ericson, którym targają wątpliwości, strach i szczera troska o swych ludzi. Są w pełni oddani mu oficerowie: podporucznik Lockhart i podporucznik Ferraby, jest wredny bosman porucznik Bennett (z uwagi na rangę powinienem wymienić go wcześniej, ale nie polubiłem drania), są starszy sygnalista Wells, palacz Grey, który „odlewał się na pokładzie”, starszy marynarz Tonbridge (dziecko londyńskich slumsów) i marynarz Gregg, którego nieszczęśliwa historia miłosna na prawdę mnie wciągnęła! Poznajemy załogantów korwety nie tylko w chwili wojennych uniesień, ale także w zaciszu domowych pieleszy lub też w trakcie poszukiwania kobiecego ciepła i miłości. Jest więc i przepiękna wrenka, jak i perfidna, zdradzająca jednego z bohaterów żona.
Smacznym kąskiem jest postać wiceadmirała sir Vincenta Murray-Forbesa, która powieści dodaje brytyjskiego, wręcz królewskiego sznytu.
Są również i Australijczycy o niezrozumiałym dla angielskich dżentelmenów akcencie i manierach, są Amerykanie (ach, ci szaleni Amerykanie!), no i Niemcy. W tle szaleje wojna, trwa ewakuacja Dunkierki, USA dołącza do walk, Rosjanie dają Niemocom „popalić”…
Kolejnym bohaterem są statki o przecudnych imionach – Compass Rose, Sorrel, Saltash, czy (mój ulubiony z uwagi na nazwę) Viperous. Są pełnokrwistymi członkami załogi – na nie wyczekuje się po oszalałym sztormie i szuka wśród mgieł, po nich płacze się, gdy toną pokonane. Z drugiej strony mamy złowrogie niemieckie u-boty. To one są głównym zagrożeniem dla załogantów korwety i chronionych przez nią konwojów.
OCENA
Tytuł całkowicie oddaje to, co Monsarrat zawarł w swej opowieści. Niewiele tu humoru – jeśli się pojawia, to najczęściej w formie słownych docinek członków załogi. To książka o przyjaźni i to silnej, bo zbudowanej na niecodziennych, przerażających przeżyciach jej bohaterów, związanej z upływem czasu i obcowaniem ze sobą pomiędzy stalowymi ścianami korwety.
To także historia o miłości – i nawet jeśli te właśnie fragmenty trącą myszką, to mimo wszystko frajdę sprawiło mi czytanie, jak marynarze starali się podrywać nieodstępne wrenki lub osamotnione, czekające na powrót męża z wojny, kobiety. Niewiele tu jednak happy endów.
Nie jest to książka, która w amerykańskim – jakże znanym nam doskonale stylu, patetycznie opisywałaby nadludzkie wysiłki marynarzy Royal Navy (mimo, iż niewątpliwie byli oni bohaterami!). Autor po prostu przedstawił ich historię i zrobił to szczerze, uczciwie. Załoganci korzystają z przybytków rozkoszy, miewają kochanki, a ich żony nie są im wierne, bywają względem swych mężów bezduszne i oziębłe. Wojenne okrucieństwo dopada także cywilów. Bądź co bądź i na lądzie trwa wojna (Monsarrat wstrząsająco opisuje zbombardowanie Liverpoolu w grudniu 1940 roku).
Marynarze z konwojów giną dziesiątkami, setkami. Zamarzają w zimnej wodzie, płoną w zapalonej ropie, duszą się nią, zatruwają jej oparami. Gasną w ułamku sekundy, gdy w statek trafia torpeda, toną, gdy pomoc była dosłownie na wyciągnięcie ręki. Opisy śmierci i tego, co zostawia ona po sobie, są dosadne i – no właśnie, okrutne. Mimo, że niełatwo czytało się te fragmenty (miejscami przypominały opisy jak z horroru lub krwawej lekcji anatomii), to nie mogę stwierdzić, że Monsarrat umieścił je tylko dla zwiększenia poczytności książki lub wywołania jakiegoś skandalu (niczego takiego nie znalazłem na ten temat). On po prostu wiernie opisywał rzeczywistość wojenną i codzienne życie marynarzy na korwecie i udało mu się to znakomicie. To naturalne, że ich służba sprowadzała się do dwóch okresów – pobytu na statku i urlopu, spokoju i drżenia o swoje życie, męstwa i strachu, tęsknoty i miłości.
POLECAM CZY NIE?
Polecam, zdecydowanie. I nie dlatego, że warto czasami odgrzebać historię sprzed ponad siedemdziesięciu lat i poznać autora, o którym mało kto teraz pamięta, ale po to, że akurat w przypadku Okrutnego morza została oparta na doświadczeniach twórcy. Z tego powodu jest ona autentyczna i wzruszająca, a bohaterowie prawdziwi i ludzcy. Nie przeszkadza upływ czasu – książkę czytało się łatwo, została napisana przejrzystym, zrozumiałym stylem. Akcja wciąga, choć zdarzają się chwile spowolnienia. Jest także w niej to, co obecnie stało się modne – nie można przywiązywać się do bohaterów.
PS.
Książka została zatwierdzona przez Ministerstwo Oświaty do bibliotek liceów ogólnokształcących (klasa XI), techników i zakładów kształcenia! 🙂
Jeden komentarz
Drzwi Drewniane
To jest blog, który trzyma wysoki poziom! Znajduję tutaj różnorodne treści, z których wynoszę wiele cennych informacji. To zdecydowanie jedno z moich ulubionych miejsc w sieci – świetnie się go czyta i zawsze się czegoś nowego dowiaduję!