Recenzje

Dyplomacja. Ameryka i reszta świata

Dyplomacja H. Kissingera zaliczana jest do książek, z którą każdy szanujący się czytelnik powinien się zapoznać. Autor bądź co bądź niebagatelny – uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla Sekretarz Stanu USA. Tylko brać i czytać!

RÓWNOWAGA, REALPOLITIK, IDEALIZM

Książka Kissingera to opis starcia ideologii w prowadzeniu polityki zagranicznej. To historia braku zrozumienia działań i motywów postępowania drugiej strony, przeskalowania pewnych faktów i niedocenienia intencji dyplomatycznego przeciwnika. Wszystko zaczyna się, oczywiście, w Europie i już tu, na przykładzie Koncertu Europejskiego, autor doskonale rysuje rozterki jego uczestników. Gdzieś natomiast daleko kryją się Stany Zjednoczone Ameryki i idea izolacjonizmu. Wreszcie dochodzi do starcia obu krańców świata, co powoduje, że dotychczasowe polityczne założenia i państwowa pewność siebie legną w gruzach. Nastaje XX wiek, wiek wojen. Na mapie świata pojawia się nowa potęga, w Azji – kolejna, nastają wreszcie Zimna Wojna i berliński mur. Za tymi wszystkimi wydarzeniami kryją się konkretni ludzie oraz konkretny światopogląd. Czyż nie ma wdzięczniejszego tematu niż ten?

Próżno szukać w gigantycznym dziele Kissingera smaczków dyplomatycznej kuchni, opisów tajnych rozmów oraz tego, jak dochodziło do zawierania znaczących dla losów świata układów i traktatów. Kissinger, zaczynając swe rozważania od XIX wieku, przecedza ważne dla wszystkich narodów historyczne chwile wyłącznie przez amerykańskie sito. Doskonale ukazuje kryjącą się pod konkretnymi wydarzeniami ideologię, stara się ją przybliżyć czytelnikowi i pozwolić mu ją zrozumieć. Jednak, moim zdaniem, bardziej nudzi, niż zabiera w niesamowitą podróż po zakamarach światowych salonów i prezydenckich gabinetów. Zbyt rzadko i zbyt mało miejsca poświęca życiorysom takich tuzów dyplomacji jak Bismarck, Roosevelt, Churchill czy Nixon. Często oschle konstatuje, że konkretny polityk w określony sposób rozumował pewne prawdy, a inne odrzucał. Musimy niektóre stwierdzenia autora po prostu przyjąć za pewnik. Z drugiej strony trafnie ukazuje źródła konfliktów i powody wzajemnego nierozumienia między politykami i reprezentowanym przez nich systemem wartości, które skutkowały idiotycznym wypowiadaniem wojen i wzbudzaniem nowych, bezsensownych sporów (nieco to przerażające, prawda?).

Dyplomacja jest najbardziej amerykańską książką historyczną, jaką czytałem. Miejscami przypominała mi te irytujące chwile w blockbusterach, w których bohater staje przed swymi kompanami i przemawia do nich nakłaniając, by wbrew wszelkiej logice rzucili się do ostatecznej walki ze złem. W tle powiewa amerykańska flaga. Płyną łzy wzruszenia, „czekają was pot i łzy, chłopcy”. Opisana przez Kissingera historia świata ukazana jest przez pryzmat amerykańskich założeń. Nie ma prezydenta, o którym autor nie pisałby dobrze. Nawet Nixona (który chyba w naszej – a przynajmniej w mojej – świadomości nie ma dobrej opinii) Kissinger uważa za jednego z lepszych amerykańskich przywódców i wyjątkowo sprawnego polityka. Zwieńczeniem pochwalnej pieśni o dyplomacji Stanów Zjednoczonych Ameryki jest ostatni rozdział noszący znamienne tytuł „Rozważania nad nowym porządkiem świata”. O tym, że w owym nowym porządku USA ma pełnić role kluczową, pisać nie trzeba.

Absolutnie prawdą jest to, że Kissinger nie mylił się wskazując, że to w USA inne narody szukać będą opieki. Przyznaje dość otwarcie, że Stany Zjednoczone mają moralne prawo ingerowania w losy świata. Uzasadnia to dotychczasowym przebiegiem wydarzeń, potęgą wojskową ale przede wszystkim przenikliwymi umysłami amerykańskich przywódców, którzy właściwe nie popełniają błędów (jeśli już takie czynią, to tylko pod wpływem złego przepływu informacji lub niedostatecznie przygotowanego do tematu doradcy). Pod względem historycznym same to prawdy, podane w Dyplomacji na tacy i okraszone stosownym uzasadnieniem sięgającym polityki Woodrow Wilsona czy Franklina Delano Roosevelta. Można się nie zgadzać z tak prowadzoną polityką, ale fakty są faktami. Tyle tylko, że monumentalna książka Kissingera nie zawiera w swym tytule jednego słowa „amerykańska”. Dlatego pozwoliłem sobie ją skrytykować.

OCENA

Bardzo zawiodłem się na Dyplomacji. Zdaję sobie sprawę z tego, że wielu ją wielbi i uznaje za arcydzieło. Rozumiem ich. Być może moja ocena wynikała z tego, że spodziewałem się bardziej obiektywnej wersji, okraszonej smaczkami i dyplomatycznymi ciekawostkami, którym nam, zwykłym śmiertelnikom, nigdy nie będzie dane poznać. Być może tu leżał mój błąd. Tymczasem autor nie tylko nie poświęca zbyt dużej uwagi dyplomatycznej kuchni, ale również dość gładko prześlizguje się po faktach historycznych i pomija inne (np. powstanie Izraela i narastające napięcia na Bliskim Wschodzie, konflikt w Zatoce Świń itd.). Miałem wrażenie, że niektóre akapity były o niczym, albo stanowiły uparte powtarzanie pewnych prawd. To nie przydaje książce polotu, gdy weźmie się pod uwagę, że liczy ona ponad 900 stron. W natłoku wiadomości, cytowanych fragmentów przemówień głów państwa, depeszy oraz listów brak jest także wyjaśnienia, czym jest język dyplomacji. Co oznacza, że państwo czegoś „pragnie”, staje się czyimś „przyjacielem”, prosi o pomoc „w podjęciu decyzji, które sprzyjać będą zainteresowanym krajom w dziele budowy integralności” itd. Czyż nie byłoby interesujące poznać również, jak odbywają się słynne telefoniczne rozmowy przywódców państw? Jak przebiega wymiana not dyplomatycznych? Czy politycy krzyczą na siebie? Obrażają się? Przecież i takie wydarzenia kształtują politykę i wpływają na losy świata. A może nie? Z książki Kissingera na pewno się tego nie dowiemy.

Jeśli zatem lubicie więcej rozważań teoretycznych albo sloganów typu „państwo X było przekonane, że musi dać opór państwu Y, którego celem było podkopanie pozycji X w gronie państw Z”, albo że polityk X był „o wiele bardziej zainteresowany kontynuowaniem współpracy pomiędzy A i B niż umacnianiem stosunków pomiędzy C i D”, Dyplomacja jest dla Was. Inaczej czytelnika czeka droga przez mękę i ugrzęźniecie w niej na lata, jak amerykańscy chłopcy w ryżowych polach Wietnamu.

POLECAM CZY NIE?

Polecam miłośnikom historii. Zwykłym zjadaczom chleba – w ostateczności.

Total Page Visits: 3409 - Today Page Visits: 2

2 komentarze

    • Marcin Masłowski

      Cześc, dziękuję za komentarz.
      Sadzę, że dobrymi pozycjami są „Dyplomacja z bliska” Jerzego Fonkowicza i Edwarda Pietkiewicza oraz „Ambasador” Jerzego Bahra. Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *