Recenzje

Cmentarna pogadanka

“Lincoln w Bardo” Georga Saundersa, tak – tego Pana od kapitalnych “Sielanek”, zaskakuje. Nie gwałtownymi zwrotami akcji lecz formą i wieloosobową strukturą, która chrzęści między zębami, jak cmentarny piach, nad którym unoszą się opisywane w powieści zjawy. Jak ziemia, po której chodzi zanurzony w żałobie prezydent Abraham Lincoln.


Niby to sztuka, niby wycinki z gazet, niby dialogi, niby wewnętrze monologi postaci, opisujące nam to, co dzieje się na ich oczach. Jedynym żywym bohaterem jest wspominany wcześniej ojciec, reszta to zbieranina trupów, duchów i widziadeł, a każdy z nich udręczony, zatrzymany tu, na ponurym cmentarzysku, a jednocześnie zupełnie martwy, nie mogący ani zmienić rzeczywistości, ani przedostać się do rajskich bram. Rosną bąble ektoplazmy, światło bucha upiornie. A zatem może to horror? Powieść noir raczej. Sentymentalne mrzonki? Nie, bo rozpacz ojca po stracie ukochanego syna jest autentyczna. Troska dziecka-ducha i tęsknota za rodzicami jest przejmująca. Niemożność dotyku, pogłaskania główki Williama, ucałowania jego rumianych policzków – rozdzierająco smutna.


A wszystko to obserwują zjawy. Duchy ludzi z różnych środowisk i klas. Jedni z bogatych domów, inni z nizin i dołów społecznych, jedni posługujący się wysublimowanym i wyważonym językiem, a drudzy prostym i wulgarnym. Uroczyści i groteskowi, pokorni i drwiący z półistnienia w nieistnieniu, wszyscy zawieszeni pomiędzy tu a Tam. Łączy ich to, że nie żyją i obserwują miotającego się z bólu ojca. Wspominają własne dzieje. Chcą pomóc zmarłemu dziecku, lecz czy można pomóc duchowi? Czy zjawa może odkupić swoje winy i uratować inną zjawę?


„Lincolna” można albo polubić od pierwszych stron, albo porzucić na stertę książek „dziwnych”. Ale warto ją poznać. Bądź co bądź to Saunders, a po nim nie można spodziewać się niczego sztampowego.

Total Page Visits: 723 - Today Page Visits: 1

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *