„O moja Jadwisiu spojrzyj do powały, żeby twoje dzieci siwe oczka miały”
Napiszę najkrócej jak się da – wszystko to, co pani Śliwińska napisze, biorę w ciemno i czytam po nocach (ale nie po ciemku). Po rewelacyjnej biografii Wyspiańskiego, autorka przenosi swą opowieść do świata za krakowską miedzę, do pewnej wsi, gdzie któregoś dnia pewien pan z pewną panią zakochali się w sobie, zaręczyli i urządzili wesele. Inny pan całkiem nieźle je wierszem opisał, dzięki czemu niektórzy maturzyści nie mogą… spać po nocach i koło się zamyka.
A tak zupełnie na poważnie: świat krakowskiej bohemy, panowie-artyści i trzy bronowickie panny – Anna, Jadwiga i Maria Mikołajczykówny. Połączyło je jedno – małżeństwo z mężczyznami spoza ich wiejskiego świata. I nie jest tak, że „liczy” się w książce Śliwińskiej jedynie Rydel i jego wesele. Owszem, ten wątek jest w istocie najciekawszy i siłą rzeczy dominujący, ale Przerwa-Tetmajer i mężowie Marii – Wojciech Susuł a po nim Kazimierz Popiel nie zostali przez Monikę Śliwińską odstawieni na bok.
„Przezegnoj matusiu prawą rącką na krzyż
Bo juz ostatni roz na jej wionek patzrys!”
Książka, której tytuł wskazywał, że będzie opowieścią o siostrach, stała się w pewnej chwili zapisem przeciekawych losów ich mężów. Mikołajczykówny, które grają utarte role dobrych gospodyń, matek i żon, stoją wówczas gdzieś w tle, co najwyżej ustawiają się do fotografii, zajmują się chorobami swych pociech, urządzaniem domów i cichym sarkaniem na sławę, jaką przyniosły im małżeństwa z krakusami. Miasta nie lubią, jest dla ich obce, nie czują się akceptowane przez szlachecko-mieszczańskie damy i kochające swych synów-nicponiów matrony, które uważają, że chłopcy dopuścili się mezaliansów. Paradoksalnie bohaterki „Panien…” przejmują kontrolę nad „akcją” dopiero po śmierci swych mężów i to wtedy poznajemy ich charaktery, prawdziwą, płynącą w nich siłę, zdolną przeciwstawić się przeciwnościom losu.
„Panny…” są fascynującą wyprawą do galicyjskiego, skąpanego w barwnych poblaskach mehofferowskich witraży Krakowa, do bronowickiej wsi, do wnętrz stojących tam chat, na wesela, na uczty i do malarskich pracowni, a przede wszystkim do serc słynnych sióstr. Polecam!