
11%
Kobiety, proszę państwa, przejęły kontrolę nad światem. Mężczyźni to tytułowy promil populacji. W pozostałościach architektonicznej cywilizacji ludzkość żyje w uporządkowanym świecie: niektóre z pań kierują się niemal średniowieczną pobożnością, inne zajmują się czymś z pogranicza magii i wróżbiarstwa. Obu potrzebne są węże i ich symboliczne, owijające się wokół ramion ciała. Kobry to dostarczyciele jadu, dzięki któremu kapłanki, spędzające czas na modłach, łączą się z najwyższym.
W ruinach miast koczują bezdomne, wywiane poza margines, na wpół dzikie, tajemnicze i niebezpieczne. Inne zaś udają mężczyzn, paradując z najbardziej emblematyczną, sztuczną zresztą oznaką męskości. Panowie zaś, trzymani w wyspecjalizowanych centrach, kastrowani charakterologicznie, to dostarczyciele przyjemności.
Pokrętny (pokręcony?) to świat. I wciągnął mnie początkowo, ale później trochę wypluł znudzonym*. Każda z czterech części książki Maren Uthaug to historia kobiet, których losy – co oczywiste – muszą się splątać. Mamy tu zatem i nieszczęśliwą miłość i bolesne rozstanie. Społeczne odrzucenie i surowe wymagania matki, któremu jedna z bohaterek nie jest zdolna podołać. Jest również płciowy twist, zupełnie przyzwoita kapka fizycznej namiętności, władczej niesprawiedliwości i fascynacji upadłymi.
Sprowadzenie uważanych za przemocowców mężczyzn do rozpłodowców i atrakcji w lokalnym spa szczerze mnie ujął i ubawił (to istotny dla fabuły wątek, choć wizja białe vs czarne, bez cienia szarości, jest chyba błędnym kierunkiem).
I mimo, że Uthaug pokazuje spójny, nieco surowy świat kobiet (choć jest on literacko stonowany, opisywany jak przez mgłę; sporo w nim niewiadomych), w którym nie udało się zwalczyć wszystkiego co męskie, ergo złe, zabrakło mi w tej historii czegoś z przytupem. Czegoś, co dostarczyłoby mi zagadki, zagwozdki, problemu, z którym bohaterki nie mogłyby sobie dać rady (pomijam wątek mieszkańca klasztornych zabudowań), jakiegoś niepokoju, poczucia, że przyglądam się ułudzie, zaś prawda – ponura i mętna jak miejskie ścieki, płynie gdzieś pod równo ułożonymi chodnikami, ukryta za fasadowością szczęścia kobiecej cywilizacji.
To nie jest koniec opowieści, zatem zgodnie z wszelkimi prawidłami kontynuacji, pierwszy tom to zapowiedź, zajawka i zarzucenie przynęty. Czekam więc na ciąg dalszy.
*mam wrażenie, że to kolejna książka ArtRage, którą bardziej docenią czytelniczki.
Przekład Joanny Cymbrykiewicz, okładka Uli Pągowskiej.

