Ludzie,  Świat Dzieci Czystej Krwi

Dziewczyna

O świcie minęła Skalną Bramę. Jej wysokie, gładkie ściany, niczym wycięte w górskich szczytach, zawsze przerażały ją i wywoływały poczucie maleńkości.

Szła w ciszy piaszczystą drogą, biegnącą prosto jak strzała w kierunku hrothgarskiej twierdzy. Po prawej minęła wody jeziora, o spokojniej, niewzburzonej wiatrem powierzchni. Spojrzała lekko w górę i ujrzała kilka strug spadającej z wysokości wody, która szumiąc uderzała w okrągłe, płaskie kamienie, w lekkich obłokach białej mgiełki.

Minęła posąg Jedynego. Przyspieszyła kroku, bo zawsze, gdy przechodziła obok, miała wrażenie, że jedna z jego czterech twarzy patrzy na nią i odprowadza wzrokiem.

Zielona, pachnąca świeżą trawą dolina, otoczona zewsząd niebosiężnymi szczytami, pogrążona była w zupełnej ciszy. Dziecko poruszyło się i mlasnęło. Odsunęła rąbek białej, haftowanej w chabry chusty i upewniła się, że spało. Poprawiła drugą, tę na plecach, westchnęła cicho i ruszyła dalej.

Dochodziła do pierwszych zabudowań wioski położonej przed murami. Pamiętała, że musi niedługo odbić w lewo, w jedną z wąskich dróżek prowadzących do chat znajdujących się blisko skalnej ściany. Wielokrotnie tamtędy przechodziła, ale nigdy sama i nigdy w takim celu. Poczuła chłód wywołany strachem i mocnej otuliła się kolorową narzutą. Dostrzegła ścieżkę, minęła chałupę, przed którą krzątała się starsza kobieta i szła dalej nie zważając na jej wścibski wzrok.

Gdzieś zza zabudowań usłyszała beczenie owiec. Ktoś krzyknął nakazując parobkowi wstawać i nie lenić się. Zapiał kogut, potem drugi, gdzieś dalej, w głębi osady. Miasteczko budziło się do życia, a zatem uznała, że popełniła błąd, bo wyruszyła z domu o wiele za późno.

Nikt jej nie przeszkadzał, nikt nie pytał, kim jest i gdzie idzie. Mieszkańcy byli najwyraźniej przyzwyczajeni do widoku samotnych kobiet zmierzających do chaty zbudowanej na końcu ścieżki. Dostrzegając samotną dziewczynę, tylko na krótko zawieszali na niej wzrok, po czym wracali do swych obowiązków.

Ujrzała ją wreszcie, ot zwykła chałupina, sklecona z krzywo rżniętych desek, z dachem pokrytym równo ułożoną słomą, koślawym kominem, z którego prosto w niebo wydobywał się szary dym, i niewielkim płotem okalającym domostwo, z doklejonym doń kurnikiem i chlewem.

Minęła rozwieszone na sznurach ubrania: męskie portki, koszule, dziecięce beciki, szmaty i lniane chusty, dużo chust. Podeszła do wejścia i gdy miała zapukać, w progu ukazała się staruszka.

– Niech Jedyny da ci dobry dzień, babciu – powiedziała drżącym głosem.

– Niech Jedyny i tobie pobłogosławi – usłyszała. Starowinka gestem ręki zaprosiła dziewczynę do środka i gdy tylko obie przekroczyły próg, zatrzasnęła z hukiem drzwi.

Spojrzała na kobietę – miała chyba ze sto wiosen, pomyślała. Siwe, długie i lekko potargane włosy związała sznurkiem. Jej twarz pokryta była głębokimi zmarszczkami, a oczy miała pozbawione błysku i przejrzystości. Poruszała się powoli i była lekko zgarbiona. Sądząc po jej pękatej figurze, musiała mieć na sobie założone ze trzy spódnice, kilka koszul i narzut, a to świadczyło o tym, że mimo środka lata dotkliwie odczuwała chłód.

– Co cię tu sprowadza, córko? – zapytała babka siadając na drewnianym taborecie. Na stole obok leżała miska pełna jakichś korzonków, które musiała wcześniej obierać, bo tuż przy niej położyła niewielki kozik, a obierki rzuciła prosto na podłogę. U powały, tak jak na ścianach tej niewielkiej izby, wisiały pęki ziół, woreczki oraz zasuszone nóżki ptaków, jakieś poczerniałe główki i ptasie pióra. W rogach leżały stosiki kasztanów, żołędzi i czegoś, co przypominało zwierzęce odchody. Całe pomieszczenie wypełnione było przedziwną wonią: mieszaniną polnych zapachów, wilgoci, mleka i stęchlizny.

Dziewczyna nie odpowiedziała, bo cóż miała odrzec? Stanęła bliżej przymałego okna, przez które do środka docierało niewiele światła. Gdyby nie paląca się na stole świeca, dymiąca zresztą i śmierdząca tłuszczem, niczego nie mogłaby dojrzeć. Pokazała jej zawiniątko, które niosła w ręce.

– Chłopak? – usłyszała i kiwnęła potakująco. – Ile ma?

– Siedem dni, babciu.

Staruszka, jęcząc przy tym, powoli podniosła się z siedziska, oparła się o blat stołu i podeszła do dziewczyny. Odsunęła chustę, by obejrzeć twarz dziecka.

– Ładnyś – powiedziała do niego dotykając przy tym malutki nosek. – A ty, pewna jesteś?

– Tak, babciu – odpowiedziała i poczuła, jak w gardle pojawia się ścisk, a w oczach łzy. Natychmiast jednak przypomniała sobie słowa matki i brata, po czym natychmiast się opanowała. Zhańbiła się i musiała ponieść tego konsekwencje.

– Wybieraj: dom albo won stąd – powiedział ojciec i to były ostatnie jego słowa na ten temat. Matka była bardziej wyrozumiała, ale nie odważyła mu się sprzeciwić. Poradziła córce, gdzie iść i jak postąpić z babką. Potem, kiedy skończyły rozmowę, dziewczyna słyszała, jak płakała w drugiej izbie wtulając twarz w chustę i dusząc w sobie złość i rozpacz.

– Przyrzekam, że wcześniej czy później dowiem się, kto to był – groził brat, gdy podeszła do niego na pole, by powiadomić, że podjęła decyzję. – A wtedy nikt mnie nie powstrzyma…

Splunął wściekle, otarł twarz zabrudzoną brunatną ziemią dłonią, po czym odwrócił się do niej i szybkim krokiem odszedł.

– Pewnam, babciu – powiedziała jeszcze raz tak bardzo stanowczo, jak mogła.   

Staruszka wyrwała jej becik i położyła na stole. Delikatnie rozwiązała go, odsunęła kolejne warstwy lnianych ściereczek i upewniała się, że to rzeczywiście chłopiec.

– To wszystko? – zapytała zawiązując ściereczki. Jej wzrok wwiercał się w młodą matkę.

– Ma na imię Sven, a to jego siostra, Dalia… – dziewczyna sięgnęła ręką do chusty, którą przewieszoną miała przez ramię. Przesunęła ją z pleców i wyjęła z tobołka drugie niemowlę.

– Dziewka? – zapytała babka najwyraźniej kręcąc nosem. – Dwa bękarty?

– Tak… Ja… – chciała jej wszystko wyjaśnić. – One…

– Nie godoj wincej, mnie nic do tego – staruszka machnęła dłonią, wzięła niemowlę do ręki i położyła je obok chłopca. Znów rozwiązała chusty i potwierdziła płeć dziewczynki.

– No, na co jeszcze czekasz? Nic tu po tobie – powiedziała oschle nawet nie spoglądając na dziewczynę. Ta jednak nie ruszała się, bo właśnie w tej chwili zdała sobie sprawę, że widzi swe dzieci po raz ostatni. Znów miała ochotę zapłakać, pochwycić je i przytulić, ale staruszka zaskakująco mocno chwyciła ją za dłoń i zaczęła wyprowadzać z chaty.

– Im szybciej stąd odejdziesz, tym lepiej dla ciebie – powiedziała i otworzyła drzwi. Lekko wypchnęła ją na zewnątrz i natychmiast zatrzasnęła wejście.

Stała przed chatą, drżała, po policzkach płynęły jej łzy. Zbliżyła się i zaczęła nasłuchiwać, ale nie słyszała ani kwilenia jej dzieci, ani tego, co robiła z nimi staruszka. Dotknęła dłonią drzwi, ale nie zdecydowała się ich otworzyć. Zamknęła oczy i wymamrotała modlitwę do Jedynego, by otoczył oboje opieką.

Wyszła poza teren zagrody i usiadła na ławeczce przystawionej do ściany pobliskiego domostwa. Przymknęła załzawione oczy i musiała usnąć, gdyż obudziło ją trzeszczenie otwieranych drzwi. Z domku staruszki wyszła, mająca może z kilkanaście wiosen, dziewczynka z długim warkoczem. W ręku niosła szpadel. Otoczyła chałupę i zniknęła gdzieś z tyłu, w cieniu góry. Po chwili dom opuściła babka. Trzymała tobołek, w którym owinięte było jedno z dzieci. Szła powoli, aż wreszcie zniknęła za rogiem.

Dziewczyna wstała i uważnie, by nie zostać dostrzeżoną, ruszyła za nimi. Rozpoznała swą chustę, to w niej przyniosła tu jedno z maleństw. Minęła dom i poruszając się blisko drewnianej ściany stanęła przy rogu. Wychyliła głowę i ujrzała, jak młoda dziewka odsuwa szpadlem kupkę gałęzi i liści. Pod nią znajdowała się sporych rozmiarów dziura. Babka stała obok, trzymając niemowlę na lewym ramieniu, zaś prawą dłoń włożyła do kieszeni spódnicy i wyjęła z niej jakąś buteleczkę. Powiedziała coś do swej pomocnicy, a ta rzuciła narzędzie na ziemię, podeszła do starej i wyjęła fiolkę z jej dłoni. Odkręciła wieczko, przechyliła flaszkę i poczekała, aż na opuszek palca spadnie kilka kropli bursztynowego płynu. Przyłożyła go do ust dziecka i potarła o nie. Obie odczekały chwilę uważnie przyglądając się niemowlęciu. Gdy były już pewne, dziewczyna z warkoczem wróciła do odgarniania jamy.

Babka stała nieruchomo i ciągle wpatrywała się w twarz niemowlaka. Wreszcie kiwnęła głową, otuliła dziecko chustą i podała je dziewczynce. Ta wzięła oseska i bezceremonialnie wrzuciła zawiniątko prosto w dziurę.

Dziewczyna krzyknęła, jednocześnie kładąc dłoń na swych ustach, by stłumić dźwięk. Cofnęła się i zaczęła uciekać prosto w stronę ścieżki prowadzącej do domu babki. Obejrzała się, czy nikt jej nie goni i wtedy wpadła w jeden z wiszących sznurów, zaplątała się i przewróciła.

Gdy otworzyła oczy, ujrzała nad sobą dziewczynkę. Ta pomogła jej wstać, otarła jej łzy z policzka i pogłaskała po głowie.

– Nie martw się, panienko – powiedziała do młodej kobiety. – To była dziewczynka, musiała odejść. Jest teraz z innymi, takimi jak ona. Nie cierpi już i cierpieć nie będzie. Za to chłopak – mówiła i otrzepała krańce spódnicy młodej matki z brudzącego ją piachu – będzie miał życie, jakiego tyś by mu nie dała. Spójrz tam – kontynuowała ciągle uśmiechając się i delikatnie wyprowadzała dziewczynę z ogrodzonego terenu domu babki. – Tam jest twierdza. Widzisz jej potężne, gładkie mury? Tam na twojego syna czeka przyszłość i opieka mistrzów!

– Mistrzów?

– O tak – dodała poważnym tonem mała. – I radzę ci zapomnieć o swojej wizycie tutaj. O domku na uboczu, jamie, babci i o mnie. Zapomnij też o swym synu, bo on już nie twój. Nie martw się o jego pomyślność, bo ją ma już zapewnioną. Idź, wracaj do swej wsi i żyj w spokoju – powiedziała i zatrzymała się tuż przy płocie. Pozwoliła, by dziewczyna samotnie oddaliła się ścieżką prowadzącą w stronę głównego traktu. Poczekała, aż młoda matka zniknęła pomiędzy zabudowaniami, odwróciła się i poszła w stronę dziury, by zacząć zakrywać ją liśćmi i gałęziami.

– Kto wie – myślała o nowym chłopięcym nabytku, by odgonić od siebie wizję leżących w dole martwych dziewczęcych niemowlaków i ich zimnych, niewinnych twarzyczek. – Może on jest dzieckiem czystej krwi?

Total Page Visits: 1053 - Today Page Visits: 1

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *