
Poruszająca opowieść o samotności na Dzikim Zachodzie
Dziś coś z Dzikiego Zachodu: rewelacyjna książka Hernana Diaza „W oddali”.
Szwedzki samotny chłopiec trafia do Kalifornii. Poszukując brata, którego pomocna dłoń zniknęła gdzieś w portowych dokach, przebywa drogę ze wschodu na zachód wielkiego kontynentu.
Hakån doświadcza wszelkiego zła tamtego świata – w oczach spotykanych ludzi znajduje wyłącznie niszczycielską żądzę złota. Wykorzystywany przez silniejszych, otrzymuje w zamian niewiele ciepła. Jest zbyt potulny i usłużny, by się sprzeciwić. Znosi wszystko, gdyż przyświeca mu jeden cel – odnalezienie Linusa, tyle że nie zauważa, że podąża w zupełnie przeciwnym kierunku, a jego wizja powoli staje się fatamorganą.
„W oddali” to nietypowy western, gdzie niewiele się strzela, nie poluje na stada bizonów i nie goni za Indianami – to opowieść o przeraźliwej samotności, na którą bohater się godzi i przyjmuje z całym dobrodziejstwem inwentarza. Staje się oprawiaczem skór, mieszkańcem jaskini, wreszcie legendą i postrachem Dzikiego Zachodu. Nie ma znaczenia, ile w tym jego winy, a ile zasług, bo to nie jest książka akcji.
Tu bohater jest w większości sam (wydaje się, że samotność staje się głównym bohaterem) i czytelnik tylko jego (ją?) ma przed oczyma. Atmosfera izolacji była tak namacalna, że gdy na horyzoncie pojawiał się człowiek, miałem ochotę go przepędzić. Z Hakånem było mi najlepiej.
Nie twierdzę, że książka jest łatwa w odbiorze, „komfortowa” – to opowieść o człowieczeństwie i odosobnieniu. Ogarniający Hakåna smutek i poczucie beznadziei, oddalenie od świata i tego, co wokół niego się działo i zupełnie dlań niewidoczny, nieodczuwalny upływ lat nie zmieniają go. Ciągle jest tam samym kilkunastoletnim porzuconym Söderströmem, zagubionym wśród obezwładniającej przyrody. Doświadcza kolejnych nieszczęść i klęsk, znosi je dzielnie, gdyż tli się w nim coraz bledszy płomyk nadziei. Sam jednak wie, że kiedyś nadejdzie dzień, gdy nawet i on zgaśnie.
Książka pochłonęła mnie zupełnie. Nie dziwię się, że H.Diaz, obsypany za nią nagrodami, znalazł się w finale Nagrody Pulitzera. Była moją kolejną przygodą – po rewelacyjnym „Synu” P. Meyera i „Ile z gór tych złota” C.Pam Zhang, z Dzikim Zachodem w roli głównej. Staję się fanem wracającego do łask westernu.
Książkę doskonale przełożył Paweł Lipszyc.
Zobacz również

Stalutek, Stach, Stalu, pan Witkowic
30 stycznia 2023
Polskie, chrześcijańskie postapo. Można? Można!
18 maja 2022