Przedsmak popiołu
Musiało upłynąć trochę czasu, zanim zdecydowałem się napisać kilka słów o Na rozdrożu. Stanąłem bowiem nad książką w niezdecydowanym rozkroku ocenno-opiniodawczym (powieść leży na okiennym parapecie – zwizualizujcie sobie tę „metaforę”…).
Rodzina Hildebrandtów z pastorem Russem na czele, żoną Marion i czwórką dzieci. Plus niewielkie miasteczko New Prospect, 1971 rok. Analogicznie jak w Korektach dostajemy cudnie opisany rozkład autorytetów, miłości i przywiązania, tyle że okraszony biblijno-kościelną atmosferą szkółek niedzielnych i wakacyjnych obozów.
Co jednak sprawia, że dopiero po kilkudziesięciu stronach zaczynamy „łapać” autora za nogi? No bo nawrzucał tu Franzen i namieszał. Każda z opisanych postaci ma dostatecznie dużo czasu, by o sobie opowiedzieć, każda z czymś się boryka, staje na rozstaju dróg, musi podjąć niewygodną decyzję. Jak rozkruszyć miałkość dnia, czy można wyrwać się z monotonii, nie zatracając własnego ja? Kim jestem i co, do diabła, tutaj robię?
Niby banalne, ale zmontowane doskonale. Pastor zmaga się z grzechem pychy i zakazanego pożądania, traci wiarę i władzę, jego żonę dopadają duchy z przeszłości, a wszystko co dzisiejsze, miesza się u Marion w papkę nie do strawienia. U dzieciaków – miłość, używki i kłopoty z tożsamością. Wybitna inteligencja miesza się z kłamliwym zacieraniem rzeczywistości, konserwatyzm z radykalizmem sądów i decyzji. Nikt nie jest szczery, choć twierdzi, że jest zupełnie inaczej. Do tego wojna w Wietnamie, rezerwat Nawaho i szaleni hippisi. W tyglu wątków i spięć czai się bóg i upadły ojciec-kaznodzieja.
Każdy z rozdziałów poświęconych postaci jest powieścią samą w sobie, wszystkie tworzą monumentalne, bo liczące ponad 800 stron, dzieło. Czy równie wybitne, jak Korekty? Śmiem wątpić, bo czytało się Na rozdrożu nieco topornie, choć nie bez zaciekawienia. Z pewnością powieść wymaga szczerego zaangażowania czytelnika. Tak jak w Korektach trudno polubić bohaterów, ale jakoś dziwnie chcemy paprać się z nimi w ich rodzinnym błocku. A kto tego nie lubi? Już nie narzekam – polecam. Jednak.